Kiedy w zeszłym roku w grudniu dowiedziałem się, że otrzymałem kalifornijskie stypendium pierwszą rzeczą jaką chciałem zobaczyć po przyjeździe był Hotel del Coronado w San Diego. Niekoniecznie chciałem w nim zamieszkać, ale marzyłem aby dotknąć miejsca gdzie rozgrywa się akcja mojego ukochanego filmu, z Marilyn Monroe i Jackiem Lemmonem w rolach głównych, który wielokrotnie przyprawia mnie o uśmiech. Tym filmem jest Some Like It Hot (Pół żartem, pół serio) w reżyserii Billy’ego Wildera. Mało osób wie, że ten reżyser urodził się na terenach Polski, w Suchej Beskidzkiej i wyemigrował do USA w latach 30. XX wieku. Uwielbiam trzy jego filmy: Bulwar zachodzącego słońca z muzyką Franza Waxmana (1950), Pół żartem, pół serio (1959) oraz Garsonierę (1960).
Żeby zobaczyć Hotel del Coronado, w którym Billy Wilder męczył się nagrywając miliony ujęć z problematyczną już wtedy Marilyn Monroe, wykazującą początki problemów psychicznych i nadużywającą leków nasennych, musiałem wypożyczyć samochód i udać się do San Diego. Nie wiem czy ktoś kiedykolwiek jechał z Los Angeles do San Diego, ale muszę powiedzieć, że chyba jeszcze nigdy nie widziałem autostrady z siedmioma pasami i mnóstwem samochodów. Sama podróż samochodem była iście filmowa. Jadąc czerwonym, sportowym Huyndaiem czułem się naprawdę jak w jakiejś produkcji amerykańskiej, problem polegał na tym, że nie było żadnej produkcji i nie była to rola za którą mogłem otrzymać jakąkolwiek gażę.
Prawie trzy godziny podróży na południe z Los Angeles do San Diego zupełnie zmieniają perspektywę Kalifornii. Przybywając do tego miasta czułem się jakbym przybył do jakiegoś bogatego państwa w Ameryce Południowej albo do hiszpańskiej kolonii. Nic w San Diego nie jest amerykańskie, wszystko jest absolutnie hiszpańskie. Architektura kościołów, układ ulic i gigantyczny Park Balboa w centrum miasta, nawet wieżowce wyglądają zupełnie jak z Ameryki Południowej.
Aby dostać się do Hotelu del Coronado trzeba wjechać na olbrzymi most łączący San Diego z półwyspem Coronado. Podobnie jak Los Angeles ma swój kurort Santa Monica, tak San Diego ma Coronado. Nabrzeżne wille olśniewają przepychem, delikatny piasek z niezwykłym pastelowym kolorem nadaje plaży malowniczego widoku, szpalery palm ciągnące się wzdłuż drogi przypominają do złudzenia okolice Florydy. Takie było zresztą zamierzenie Billy’ego Wildera hotel miał być w filmie "Seminole Ritz" na Florydzie.
Hotel del Coronado został wybudowany w 1888 roku, a już w roku 1977 został wpisany na listę narodowego dziedzictwa Stanów Zjednoczonych. Stanowi więc żywe muzeum do którego możemy wstąpić i podziwiać jego architekturę, co jest ewenementem ponieważ zazwyczaj hotele są zamknięte dla zwiedzających je turystów. Skala rozmachu tego budynku z dobudowanymi prywatnymi domkami, restauracją, wyjściem na plażę oraz zajazdem jest absolutnie nieporównywalna z niczym co dotąd widziałem. Faktycznie miejsce jest wspaniale odrestaurowane i wydaje się jakby Marilyn Monroe cały czas mieszkała w jednym z apartamentów i czekała na swoją kolej na planie zdjęciowym filmu Pół żartem, pół serio.
Zwiedzając poszczególne miejsca mogłem cofnąć się do roku 1959 i rzeczywiście poczuć się częścią planu filmowego. Siedząc na fotelu bujanym na hotelowym ganku, przemierzając korytarze i podziwiając wspaniały zachód słońca z tarasu zupełnie zapomniałem, że jest rok 2023, a ja jestem w Kalifornii na stypendium. Dla takich chwil, które umożliwiają przeniesienie w czasie i przestrzeni, warto żyć.
Film jest absolutną satyrą na Amerykę, nie ma w nim żadnej męskiej postaci, która byłaby uosobieniem typowego silnego mężczyzny. Przystojny Joe (Tony Curtis) gra jednocześnie saksofonistkę Josephine oraz przebiera się za Juniora - milionera w grubych okularach, który ma problemy z libido. Jerry – kontrabasista (Jack Lemmon) idealnie wpasowuje się w rolę dziewczyny Daphne („I am a girl, I am a girl”) do tego stopnia, że daje się uwieść staremu milionerowi Osgoodowi Fieldingowi III i namówić na randkę z nim. Mafiosi piją maślankę i słuchają włoskiej opery. Wydaje się jakby Billy Wilder kpił z amerykańskich mężczyzn i jednocześnie pokazywał zagubienie pośród nich Sugar Kane (Marilyn Monroe) – typowej blondynki, która uwodzi wszystkich swoim seksapilem. Film tak naprawdę skupia całą swoją uwagę na Marilyn, to ona jest gwiazdą wokół, której rozgrywa się akcja.
Muzyka pełni bardzo istotną rolę w Pół żartem, pół serio. Joe, Jerry i Sugar to muzycy, a orkiestra z którą podróżują to orkiestra żeńska. Piosenki śpiewane przez Marilyn są nieodłącznym elementem filmu, a dwie z nich przeszły do historii kina: I wanna be loved by you oraz I'm Through With Love.
Może jestem sentymentalny, że ten film ciągle mnie wzrusza, ale odnajduję w nim tematy, które są aktualne i które nigdy się nie starzeją. W sumie nie wiadomo też czy jest to tylko komedia czy raczej film gangsterski i romans jednocześnie – nawet gatunek wydaje się unikać klasyfikacjom. Trudno też nie wspomnieć o zakończeniu, które zawiesza całą opowieść pod znakiem zapytania. Kiedy Jerry zrzuca perukę Daphne i mówi, że jest mężczyzną, prowadzący motorówkę milioner Osgoodow mówi: „Noboby’s perfect” – „Nikt nie jest doskonały”. Ostatnie zdanie zrobiło absolutną furorę. Zwiedzając cmentarz w Westwood w Los Angeles, gdzie spoczywają prochy Marilyn Monroe, Jacka Lemmona, można natknąć się na grób Billy’ego Wildera, na którym widnieje napis: „Nobody’s perfect”. Myślę, że i na płycie nagrobnej Marilyn mogłoby się spokojnie pojawić to samo zdanie.
W sklepiku z pamiątkami znajdującym się w samym centrum hotelu, kupiłem uroczy kubek z Marilyn Monroe na tle Hotelu del Coronado. Po powrocie do domu oglądałem dokument poświęcony realizacji filmu z którego dowiedziałem się, jak biedna Marilyn była w trakcie jego kręcenia zdezorientowana w rzeczywistości. Porzucone dziecko, którego matka zachorowała na schizofrenię paranoidalną, błąkała się od jednego mężczyzny do drugiego w poszukiwaniu stabilności, a była już wtedy uważana za seksbombę. Pół żartem, pół serio było ostatnim ważnym filmem w jej karierze aktorskiej, filmem, którego Amerykanie uważają, za ich najlepszą komedię.
Comments